niedziela, 7 grudnia 2014

Rieslingi Rappenhof w Jung & Lecker

Między krzemieniem a słodyczą

Herrenberg Riesling GG 2013

Są takie wina (czy może raczej winiarze), których etykiety wywracają pojęcie utrwalone podczas degustacyjnej praktyki: kiedy na aperitif próbujemy wina musującego, po bąbelkach przychodzi czas na mniej lub bardziej zwiewne dwie trzy biele, a potem na czerwienie - których paleta imponuje różnymi zawijasami - beczką mniejszą, większą, balsamem, głębią itp.

Klaus Muth (pierwszy z lewej), Monika Wojtysiak, Maciej Horodecki i Frau Muth

Ale kilka dni temu miałem przyjemność gościć w warszawskiej restauracji Jung & Lecker na degustacji win Rappenhof w towarzystwie gospodarza - Macieja Horodeckiego (który jest absolutnie zakręcony na punkcie białych win) i Klausa Mutha, właściciela, już w dwunastym pokoleniu, winnicy Rappenhof, leżącej w Hesji Nadreńskiej. To już kolejne potkanie z rieslingiem. Czemu wywróciło pewien porządek?

Riesling w wersji musującej (z lewej) i Grosses Gewächs Herrenberg 2013

Bo dwa czerwone wina pokazane po musującym rieslingu były raczej dodatkiem, ciekawostką z regionu, w którym powstają białe perełki! Musiak (wersja różowa kosztowała w J&L 49 zł) ma drobniutkie bąbelki, nie wybuchające w ustach, i sporo kwasowości. Dość jest jednak ciężki jak na wino musujące, i goryczkowo grejpfrutowy. Jest pięknie długi. Czuć nieco odbicie terroir, bo - jak tłumaczył Klaus Muth - gleba jest bardzo czerwona, bardzo żelazista!

Merlot 2012 - jasny, leciutko beczkowy

Regent (49 zł) na półce troszkę warzywny, a nawet słoninowy - w smaku rzeczywiście żelazisty. Gładki, owszem. Tanina bardziej ujawnia się w finiszu niż na początku. Butikowa produkcja - bo 3 tys. butelek rocznie. Merlot (60 zł na półce) to jasne wino, o aromacie czarnej porzeczki z akcentem cytrusowym - może z kiwi, może z agrestem. Beczkowane przez 8 miesięcy. Tyle - jak mówi Klaus - jak długo nie ma następnego wina, które czeka na beczkę. Te beczkę czuć bardzo delikatnie.

Riesling trocken 2013 (49 zł) to fajna kwasowość z maleńką gorączką w finiszu. Próżno tu szukać nafty, raczej nos znajduje otoczaki zanurzone w górskim strumieniu, obok których moczą się liściaste gałęzie. W smaku jest lepiej - ale wciąż jest tu coś łodygowo-zielonego.

Gewurztraminer Feinherb 2012

Gewurztraminer Trocken 2012 - aromatyczny i cytrusowy, wyraźnie lepszy niż alzackie odpowiedniki. Bogatszy i cieplejszy. Ma pewną dwoistość w sobie - jest pieprzny, a jednocześnie gładki! Herrenberg Riesling Grosses Gewächs 2013 (ok. 100 zł) na półce to innych winach, po tych do tej pory spróbowanych, wydawał się winem najlepszym (to nie była prawda) - pięknie kwasowe w finiszu, ten charakter rieslinga atakuje boki języka. I środek podniebienia gdzieś na końcu...


Gewurztraminer Feinherb 2011

Gewurz Feinherb 2011 uderzył w nozdrza morelą i ananasem. I fajną głębią.
Pyszne i głębokie. Niby rok różnicy, ale klas ze trzy na plus. I od tego wina zaczęła się podróż w krainę leżącą na przełęczy między szczytami kwasu i cukru. Bo wyobraźcie sobie 
Kabinett 2012 - alkoholu jest tu tylko 8,5 proc. To jak w niektórych porterach. A cukru 59 g/litr. To wino pachnie paloną, ciepłą  szarlotką, pozbawioną wanilii. Jest w strukturze leciutko wibrujące. Ma maleńkie bąbelki na początku, tuż po wlaniu do kieliszka...

Niersteiner Pattenthal Riesling Auslese 2004

Na koniec gospodarz Klaus wyjął niespodzianki dwie - Auslese 2004. Jeśli przy świeżym rieslingu czuć lekką naftę, to tu było czuć fartuch mechanika. Taką zawieszoną na kołku drzwi do garażu. Albo to jest taki zapach, jakim emanują deski od kanału. Pokryte olejem, smarami... Wiem, co mówię, bo ojciec miał taki garaż, takie drzwi, deski od kanału. Kwasowość pięknie ułożona. Elegancja. To wino ma 10 lat! 



Cofnijmy się jeszcze pięć lat. 1999. Było szaleństwo bomby milenijnej, rządy AWS-UW w Polsce, gorące lat... A tu - Oppenheimer Herrenberg Beerenauslese 1999. Tego wina - jak mówi Klaus - nie ma w sprzedaży. 160 g cukru na litr. 16 procent. Kwasowe jak cholera i dzięki temu pyszne, wciąż młode. Jeszcze ze 30 lat spokojnie można by trzymać. Alkoholu? Jak na lekarstwo - czyli 6,5 proc. To jak sauternes lub tokaj. W nosie: miód, mocna morela, dżem, figa i daktyle. Prażone orzechy. A przy tym słodycz wcale nie obezwładnia...

Oppenheimer Herrenberg Beerenauslese 1999 

Pytam Klausa o to, czemu tak z mniejszą estymą traktujemy białe wina, a cenimy czerwone. - Nie mam pojęcia. Czerwone? Wystarczy grona umieścić w prasie, wytłoczyć, do beczki i czekać, czekać, czekać - mówi, z uśmiechem (oraz oczywistymi skrótami myślowymi) Klaus. - Ale gdy się robi białe, trzeba (Mann muß - niem.) mieć oczy dookoła głowy, podejmować szybko i w odpowiednim momencie decyzje. To jest sztuka!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz